Wszyscy bogowie świata – część II

Islam wpisał się w indyjski krajobraz mogolskimi fortami, strzelistymi minaretami, Tadż Mahalem i opowieściami o Birbalu i Akbarze tak bardzo, jakby istniał tam od zawsze. Populacja Indusów wyznania muzułmańskiego sięga dwustu milionów. Po wiekach trudno ich uznać za ludność napływową, wyznającą obcą religię. Są tu od kilkunastu setek lat. Najpierw przybywali jako kupcy z tajemniczej Arabii, przywożąc swoje wonności i kupując pieprz (w dużym skrócie). Pierwsze meczety powstawały już w VII-VIII wieku naszej ery. Ale były to tylko pierwsze jaskółki co wiosny nie czynią, choć, jak się nad tym zastanowić – zwiastują jej nadejście. Wymiana kulturowa i handlowa zaowocowała pierwszymi nawróceniami i mieszanymi małżeństwami, a polityczne ambicje władców i watażków, pierwszymi wojnami i podbojami. W VIII wieku powstał, na skutek zwycięskiego najazdu właśnie, pierwszy kalifat, na terenie dzisiejszego Pakistanu. X wiek, XI wiek, XII wiek – kolejne najazdy, kolejne podboje. Sułtanat w Delhi. Nawrócenia dobrowolne, polityczne i wymuszone. Żadne zbyt tłumne, ale jednak. Muzułmanie napływowi i muzułmanie lokalni. W tyglu się gotuje. Wreszcie imperium Wielkich Mogołów, z punktu widzenia całej historii ludzkości to krótki błysk, przelotna kometa: około 300 lat trwania dynastii, niespełna 200 lat świetności.  Jednak to Mogołowie „zislamizowali” Indie. Zapletli kulturowy warkocz, w którym choć przeważają wpływy perskie, odnajdziemy też ślady tureckie, mongolskie, radźpuckie i afgańskie. Wielcy Mogołowie to tygiel idei sam w sobie – od światłych umysłów, tolerancji i wysokiej kultury, po fanatyzm, agresję i religijne zacietrzewienie. Zarzewie późniejszych zdarzeń. W dzisiejszych Indiach osiemdziesiąt procent muzułmanów stanowią sunnici. Pozostali to szyici, spośród których znaczna część praktykuje mistyczną ścieżkę islamu – sufizm. Najwięcej muzułmanów mieszka w stanie Dżammu i Kaszmir, w Bengalu, Uttar Pradesz, w Asamie i Kerali. Ale spotkać ich można w każdym zakątku Indii, podobnie jak wielkie i małe meczety.

Sikhowie pojawili się na przełomie XV i XVI wieku, nie przybywając znikąd, ot –  w Indiach urodziła się kolejna, po hinduizmie, buddyzmie i dźajnizmie, rodzima religia. Za jej twórcę uważa się Guru Nanaka, po którym nastąpiło kolejnych dziewięciu wielkich nauczycieli. Guru Nanak i jego następcy, spisywali Księgę. Każdy dodawał kolejne rozdziały, a Guru Ardżun, Piąty Guru Sikkhów nadał jej niemal pełny kształt. Dziesiąty Guru – Gobin Sing – dopisał już tylko niewielki kawałek i Księga stała się kompletna. Guru Ardżun ogłosił, że odtąd to Księga staje się jedynym Guru, nie będzie już więcej następców. Sikhowie czczą swoją świętą Księgę traktując ją jak Osobę. Księga Sri Guru Granth Sahib uczy wiary w jednego Boga, którego czcić można pod wieloma różnymi imionami. Badacze i znawcy tematu powiadają, że sikhizm jest religią synkretyczną, łączącą wątki i idee zaczerpnięte z hinduizmu i islamu. Dla Sikhów nie ma to jednak znaczenia. Wierzą w reinkarnację, jednego Boga, nie uznają wojen religijnych i przymusowego nawracania, traktują jednako wyznawców Kriszny, Ramy, Buddy i Jehowy.

Sikhowie to wyznanie-nacja. Łączy ich nie tylko wiara w Księgę, ale i silna wspólnota etniczno-kulturowa, która legła u podstaw zapędów secesyjnych i niepodległościowych indyjskiego Pendżabu. Ostra przyprawa w indyjskim gulaszu. Duchową stolicą sikhów jest Amritsar ze słynną Złotą Świątynią, do której wrota są szeroko otwarte dla każdego i z której nikt nie wyjdzie głodny, bez względu na rasę, kastę, wyznanie i status społeczny. Wojownicy w turbanach gotują w swoich świątyniach strawę dla tysięcy potrzebujących lub po prostu gości. Gurudwara, sikhijska świątynia,  to miejsce pokoju pomiędzy ludźmi wszystkich bogów. Ale jeśli ktoś ośmieli się podnieś rękę na Święte, zbezcześcić siedzibę Księgi, temu biada! Przekonała się o tym premier Indira Gandhi, ginąc od kul sikhijskiej ochrony. Z sikhami nie ma żartów.

Dżainizm i buddyzm narodziły się w Indiach niemal jednocześnie. Mniej więcej w VI wieku przed naszą erą. Ich twórcy: Mahawira Dżina i Śakjamuni Gautama, zwany Buddą, głosili różniące się nieco idee filozoficzne i religijne, ale łączyło ich przekonanie o równości wszystkich żywych istot i konieczność praktykowanie ahimsy – wyrzeczenie się wszelkiej przemocy.

Dżainizm dzieli się na dwa odłamy: śwetambarów i digambarów, czyli odzianych w biel i odzianych w przestwór. Ci ostatni chodzili bez odzienia, co i dziś się zdarza wśród dżainijskich mnichów. I jedni i drudzy są wegetarianami, często noszą maseczki uniemożliwiające połknięcie muchy i zamiatają przed sobą miotełkami, by odgarnąć różne małe stworzenia i ich nie rozdeptać. Dżainizm, który początkowo rozkwitał i zapowiadał się nieźle, pozostał religią nieliczną, „niszową”, liczącą dziś kilka milionów wyznawców. Najwięcej dżainistów żyje w Gudżaracie, Radżasthanie i  Karnatace i głównie na tych terenach znajdują się największe kompleksy świątynne i największe posągi świętych. Ale, oczywiście, i świątynie i wyznawców można spotkać także w innych stanach i regionach.

Buddyzm rozkwitał w Indiach przez kilka wieków, miał nawet status religii państwowej w imperium cesarza Aśoki (III/II wiek przed naszą erą), rozpoczął też szybko zwycięski pochód przez całą Azję, ale w Indiach niemal całkowicie zniknął, jak zagrożony gatunek. Wyparty na drodze mniej więcej pokojowej przez rozwijającą się filozofię hinduizmu, która osiągała szczyty, na których wszystkie bóstwa stawały się Jednym, a Jedno przekraczało samo siebie. Ale buddyzm do Indii wrócił w drugiej połowie XX wieku. Przybył przez himalajskie przełęcze, odziany w bordowe szaty, niosąc tobołek pełen świętych ksiąg i rodzinnych pamiątek. Powrócił wraz z Tybetańczykami. W ogólnej liczbie ludności Indii Tybetańczycy to niewielki ułamek, ich liczbę ocenia się na 100-200 tysięcy. Ale tam, gdzie są, są widoczni, budują klasztory i świątynie, stawiają nowe stupy lub „kolonizują” okolice starych. W Indiach mieszka najsławniejszy uchodźca świata – XIV Dalajlama. Tybetańska przyprawa w gulaszu jest kolorowa i wyczuwalna.

Wspomniałam na początku o religiach plemiennych. W Biharze, Orisie, Asamie, w himalajskich wioskach, w dżungli, tu i tam żyją wciąż ludy kultywujące swoje pierwotne tradycje, pielęgnujące kult przodków, duchów i natury. Większość tych starożytnych lokalnych religii  zetknęła się na przestrzeni wieków z którąś z tych większych, bardziej uniwersalnych i uległa jej  wpływom, albo przyswoiła sobie to, co wydawało się dobre, atrakcyjne, akceptowalne. Mamy więc niejednokrotnie do czynienia z wyjątkowymi mieszankami religii plemiennych z islamem, chrześcijaństwem, buddyzmem, hinduizmem, a czasem jest to kolaż kilku wyznań i wielu wierzeń. Atrakcyjny miszmasz dla turystów, etnologów i folklorystów. Przynajmniej z zewnątrz, bo i religie plemienne, podobnie jak wszystkie pozostałe, mają swoje skrzętnie skrywane sekrety i duchowość ukrytą za kolorowymi szmatkami „plemienności.”

Czy o czymś zapomniałam? Coś mi umknęło. Pewnie tak, pewnie znajdą się w Indyjskim kociołku jacyś taoiści, konfucjaniści, animiści, shintoiści i bahaici. Bo o hinduizmie, bynajmniej, nie zapomniałam.

C.D.N.

Dodaj komentarz

Comments Protected by WP-SpamShield Spam Filter