Indie to kraina duchowości głębokiej jak ocean i starszej niż sam sanskryt. To kraina joginów i siddhów, sadhu, sadhvi, lamów, magów, mistycznych poetów, derwiszów, aśramów, tajemnych jaskiń i równie tajemnych obrządków. Indie to kraina ducha, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie, a w kolorowym tłumie miast, wśród zielonych pół ryżowych, w dżungli, w wysokich górach, w odległych świątyniach i licznych klasztorach wprost roi się od wielkich guru, którzy posiedli niezwykłe moce. Tak właśnie kojarzymy Indie, o ile uda nam się przebić mentalnie przez zgiełk, brud, biedę i tłum, jeśli spróbujemy wejrzeć poza fasady świątyń i pałaców, oderwać się od bazarów i zabytków. Indie – kraina ducha. Indie – mistyczny ląd. Indie – matka głębokiej filozofii i wielkich religii. Czy ten obraz jest prawdziwy, czy to jedynie legenda wypracowana przez dawnych indologów i indofilów, brytyjskich poszukiwaczy tajemnic, teozofów i antropozofów przejęta przez współczesnych poszukiwaczy ducha?
W Indiach znajdziemy wszystkie główne religie świata i wiele mniej licznych wyznań, od chrześcijaństwa, islamu, hinduizmu, poprzez buddyzm, sikhizm, dżainizm po zaratusztrianizm, judaizm i religie mniejszości etnicznych nazywane także religiami plemiennymi.
Każda z indyjskich religii zasługuje na osobne potraktowanie, ba, na dysertację! I wiele publikacji na ich temat istnieje. Każda z tych religii to osobna opowieść o poszukiwaniu odpowiedzi na odwieczne pytania, a wszystkie razem tworzą unikalne indyjskie potpourri. W tym artykule przedstawię je jedynie w zarysie, zaznaczę ich obecność w wielkim kotle idei jakim jest Subkontynent i jego okolice, właśnie po to, żeby pokazać ten niezwykły konglomerat, duchowy patchwork, boską mozaikę.
Chrześcijaństwo występuje w Indiach we wszystkich chyba możliwych odmianach i frakcjach, włącznie ze świadkami Jehowy, których jest ponad 46 000. Ogólną liczbę chrześcijan w Indiach szacuje się na 60-70 milionów. To całkiem sporo, choć z drugiej strony niewiele, gdy weźmiemy pod uwagę długą historię chrześcijaństwa na Subkontynencie. Zachodnie przekazy potwierdzają obecność tej religii w Indiach już w średniowieczu, ale wcześniejsze, na przykład egipskie, mówią już o starożytności. Według legendy chrześcijaństwo przyniósł do Indii na początku naszej ery święty Tomasz Apostoł, według badaczy przybyło ono wraz z napływową ludnością z Syrii, Jemenu i Persji. Potomkowie tych pierwszych indyjskich chrześcijan to tak zwani Chrześcijanie św. Tomasza – liczna grupa mieszkająca na południu, głównie w Kerali.
Druga „fala” napływu chrześcijaństwa to XV i XVI w. Pierwsi misjonarze przybywali wraz z pierwszymi podróżnikami i pierwszymi kolonizatorami. Centrum chrystianizacji stała się kolonia portugalska – Goa, gdzie do dziś populacja chrześcijan – katolików jest bardzo liczna. W XVIII wieku zaczęli pojawiać się protestanci, wraz ze swymi faktoriami kupieckimi i misjami. Misjami protestanckimi kierowali głównie Duńczycy, Niemcy i Szwedzi.
Liczba wyznawców prawosławia jest niewielka, ich przodkowie przybyli przed wiekami z karawanami kupców melchickich i osiedlili się na południu kraju. Oczywiście, od starożytności po współczesność, do Indii przybywali nieustannie przedstawiciele rozmaitych wyznań chrześcijańskich, osiedlając się, otwierając misje, budując szkoły, nawracając, przekonując, przekupując i przymuszając. Chrześcijaństwo było i jest religią atrakcyjną dla ludności wykluczonej z systemu kastowego i przedstawicieli najniższych kast. Przynosi równość i znosi „niedotykalność”. Twierdzenie jednak, że wyłącznie te grupy ludności przyjęły wiarę w Chrystusa byłoby przekłamaniem. W Kerali chrześcijanami są również przedstawiciele dobrze sytuowanych klas społecznych, ludzie wykształceni i majętni, a z drugiej strony 200 milionów niedotykalnych i kilkaset milionów indyjskich biedaków pozostało przy religii przodków. Tak czy inaczej, chrześcijaństwo wpisało się w indyjski krajobraz i dorzuciło swoje „trzy grosze” do wrzącego tygla kultur i religii.
Dzieci Izraela, wyznawcy judaizmu, żyją chyba w każdym zakątku świata, od czasów biblijnych miotani siłami historii, porywani, niewoleni, przepędzani, uwalniani – wieczni tułacze. W indyjskiej mozaice wyznań trudno ich dostrzec. Podobno stanowią około pół procenta całej populacji, co daje nam liczbę kilku milionów, ale są rozproszeni i zróżnicowani. Pierwsi przybyli do Indii jako kupcy 2,5 tysiąca lat temu i osiedlili się w ciepłej i zielonej Kerali, gdzie zamieszkują do dziś. Druga fala przybyła kilkaset lat później i znalazła swoje miejsce na ziemi w Maharasztrze, między innymi w Bombaju. Około 250 lat temu pojawiła się ostatnia duża fala migrantów wyznania mojżeszowego. Przybyli z Afganistanu, Iranu i krajów arabskich; zamieszkali głównie w Bombaju, przemianowanym obecnie na Mumbai. W Manipurze i Mizoramie zamieszkują Żydzi uważający się za potomków jednego z zaginionych plemion Izraela. Wszystkie grupy migracyjne szybko asymilowały się w nowych warunkach kulturowych, przyjmowały wiele miejscowych zwyczajów, łączyły tradycje. Dlatego też zostały zaakceptowane jako część indyjskiego systemu kastowego. Żydzi byli pełnoprawnymi obywatelami, nie spotykali się z wrogością czy dyskryminacją, z wyjątkiem prześladowań jakie zafundowały im portugalskie władze katolickie na Goa.
Indyjscy Parsowie to wyznawcy zoroastryzmu lub, jak kto woli – zaratusztrianizmu. Przybyli na Subkontynent w VIII wieku z Persji, gdzie nie udało im się pokojowo współistnieć z wyznawcami Proroka, którzy uznawali ich za pogan i prześladowali. Uchodźcy z krainy słowików i róż przybyli w grupie liczącej ponad sto tysięcy osób. Dziś ich liczbę szacuje się na kilkadziesiąt tysięcy w Indiach i kilka tysięcy za granicą. Dzięki obrotności, współpracy handlowej z Kompanią Wschodnioindyjską i kulturowo-etnicznej solidarności nie tylko przetrwali, ale – pomimo niewielkiej liczebności – stali się grupą szanowaną i wpływową. Nikt też wprost nie wytyka im, że są czcicielami ognia i nie należą do systemu kastowego. Parsowie pielęgnują swoje przedwieczne tradycje, w liturgii używają starożytnego języka Awesty – świętej księgi zoroastryzmu – nie wpuszczają do swoich świątyń ognia innowierców i wzbudzają zainteresowanie niekonwencjonalnym sposobem pochówku zmarłych, których ciała umieszczają w tzw. wieżach milczenia, pozostawiając resztę sępom. Poza tym są pragmatyczni i świetnie poruszają się w labiryntach wolnego rynku. Najbogatszym wśród ogólnie zamożnych Pasów jest z pewnością miliarder i superprzedsiębiorca J.R.D. Tata, założyciel jednej z największych firm na świecie, noszącego jego imię holdingu TATA. Jednak najsławniejszym Parsem świata nie jest biznesmen lecz artysta – Freddie Mercury. Parsowie wierzą w jednego Stwórcę noszącego imię Ahura Mazda lub Ormuzd, który zmaga się nieustannie ze swoim przeciwnikiem (alter ego) Arymanem. Niektóre pomysły zawarte w Gatach, najważniejszej części Awesty, takie jak niebo i piekło, stworzenie świata w siedem dni czy Sąd Ostateczny legły u podstaw wierzeń judaistycznych i chrześcijańskich. Parsowie mieszkają głównie w Bombaju (Mumbai) i okolicach. Niezauważalni, wtopieni w blisko dwudziestomilionowy tłum Bombajczyków.
C.D.N.
Beatko, bardzo mnie zainspirowałaś tymi kilkoma informacjami, tak że w końcu zaczęłam grzebać w tym kierunku. Jestem nareszcie na drodze składania swojej osi historii świata dla własnego użytku…
A tymczasem wrzucam link do jednego z moich postów o kulcie shivalingam i historii Pashupatinath – zawiera on tylko to co znalazłam w anglojęzycznych źródłach… dużo mniej, niż bym chciała! Byłoby dla mnie wielka niespodzianką, poczytać więcej na ten temat!
Serdecznie pozdrawiam!
A to ci dopiero „zagwozdka”! Nie mam pojęcia, czy ktoś coś takiego opracował, ale przypuszczam, że tak, i jak tylko wpadnę na trop, dam Pani znać:) Taka oś, o ile istnieje, musi przebiegać dwutorowo: jeden „tor” to wyniki badań historycznych i archeologicznych oraz naukowe spekulacje i przypuszczenia dotyczące datowania wydarzeń opisywanych w starożytnych tekstach, na przykład Mahabharacie. Drugi „tor” to przekazy ustne, podania ludowe, obliczenia braminów i astrologów itd. Datowanie starożytnych tekstów, takie naukowe, jest niezbyt dokładne, a to dlatego, że teksty te, podobnie jak np. Biblia, powstawały na przestrzeni wielu lat, dekad a nawet stuleci. Z tego, co pamiętam Wielka Bitwa Bharatów na Polu Kuru miała miejsce w roku 3000 przed n.e., a Kali Yuga rozpoczęła się w dniu śmierci Kriszny, którą datuje się różnie: 3112 lub 3102. Daty te ustalane były w oparciu o przekaz Mahabharaty i położenie ciał niebieskich – za pomocą wyliczeń astronomiczno-astrologicznych. Ale, i to jest moja prywatna refleksja, czas w Indiach płynie i jest postrzegany inaczej niż na Zachodzie i postrzeganie to bliższe jest teorii wieloświatów S. Hawkinga, niedawno zmarłego fizyka brytyjskiego. Czas w Indiach to wąż zjadający własny ogon, Kalaczakra (koło czasu). Wszystko dzieje się tam zawsze i od zawsze, a linearne osie Zachodu nie przystają do indyjskiej mentalności. Oczywiście, Indie to nie tylko kultura hinduistyczna (z której wyrosły takie religie i tradycje, jak buddyzm i dżajnizm) ale również kultura islamu, w którym czas biegnie bardziej „po europejsku”. A wracając do datowania poszczególnych zdarzeń: w Indiach funkcjonuje wiele różnych kalendarzy solarnych i lunarnych i również dlatego w datach istnieje sporo zamieszania. A odpowiadając na pani pytanie: Kriszna to III tysiąclecie p.n.e. a Śiwa jest przedwieczny, to znaczy, że choć kiedyś się urodził (powstał? pojawił?) i kiedyś umrze, to jego czas jest tak długi, że wydaje się nieskończonością i w tył i w przód. Nie wiem, o jaką „resztę” Pani pyta. Taki Rama, na przykład, nie wiadomo, kiedy żył, bo nie ma zgodności ani wśród naukowców, ani wśród wyznawców a rozpiętość datowania jest następująca: 10 000 lat przed n.e – 5000 lat p.n.e – VII w. p.n.e. – IV w. p.n.e. Tak to mniej więcej wygląda :-).
Pozdrawiam.
B. Jaworska-Woźniak
mam nadzieję zyskać dzięki Wam większe rozeznanie w wydarzeniach w okolicy 🙂 …
Tymczasem proszę o informację, czy ktoś opracował jakiś hipotetyczny globalny prakalendarz (albo raczej oś czasu) wydarzeń na podstawie Ksiąg Wed, typu w których stuleciach żył Krishna, kiedy Shiva i reszta…?
Pozdrawiam serdecznie
Pani Doroto, to temat rzeka! Ciekawy, ważny i bolesny, zwłaszcza dla nas indofilów. Postaram się godnie kontynuować cykl. Planuję jeszcze dwa wpisy na ten temat. Zapraszam do lektury.
B. Jaworska-Woźniak
Wspaniały cykl – dzięki za podjęcie tematu!